W każde wakacje graliśmy na ulicy w piłkę. Zawsze brałeś mnie do drużyny, mimo że wpuszczałam wszystkie bramki. Pewnego dnia zachorowałeś. Miałam wtedy może 6 lat ale bardzo chciałam żebyś szybko wyzdrowiał. Chyba dlatego, że było nas nieparzyście i mogłam już tylko sędziować. A że nie miałam stałych dochodów ani kieszonkowego, mogłam liczyć jedynie na kreatywność, która podpowiedziała mi aby ogołocić krzaki babci z całej forsycji. Tak zrobiłam. Porwałam piękne żółte kwiaty i wrzuciłam je do słoików po majonezie. Dla efektu zalałam zimną wodą z węża ogrodowego. Zakręciłam brudną nakrętką i niezdarnie trzymając w dłoniach zapukałam do drzwi Twojego domu. Szczekał przywiązany do budy pies. Twoja mama otworzyła z uśmiechem, zapraszając mnie do środka. Wbiegłam do góry i dałam Ci słoik. Uśmiechnąłeś się i podziękowałeś. W tym momencie, nie wiedząc co powiedzieć, wybiegłam. Wróciłam do domu, wzięłam z piwnicy jeszcze dwa słoiki z którymi postąpiłam podobnie. Za drugim razem znów otworzyła Twoja mama, ale gdy zapukałam po raz trzeci otworzyłeś siedmioletni Ty. Siedmioletni, uśmiechnięty Ty. Dobrze zapamiętałam ten uśmiech, który trzykrotnie odebrał mi słów i zmusił do ucieczki. Dwa lata później siedziałam na ogrodowej huśtawce. Był wieczór, właściwie miałam iść już do domu ale nagle przyszedłeś Ty. Usiadłeś obok i spytałeś jak wrażenia po I Komunii. Znów zabrakło mi słów. Zdołałam tylko wydukać nietrafne "fajnie", głupio się przy tym szczerząc. "Skoro fajnie, to trzymaj" powiedziałeś wręczając mi atlas geograficzny. Mam go do dziś, mimo że nie lubię geografii i jak mam być szczera to nigdy z niego nie skorzystałam. I mimo, że mieszkasz po sąsiedzku, to Twój głos usłyszałam ponownie dopiero dziewięć lat później. Rok temu. Powiedziałeś tylko "cześć" ale w ogólnym bilansie to przecież i tak całkiem sporo. Pierwszy raz, gdy mijałeś mnie jadąc rowerem. Drugi, otwierając bramę. Dziś jest 1 lipca 2012. Siedzę w pokoju kuzyna i obserwuję z okna Twój dom. Jak obsesyjna fanka albo raczej wynajęty detektyw lub płatny morderca. Liczę, że jak przed rokiem, wyjdziesz otworzyć bramę. Nie ma Cię. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy? Dwa dni temu na facebook'u. Chwaliłeś się wynikami matur. I dziewięć lat temu w ogrodzie, na huśtawce. Do dziś pamiętam, w którym miejscu stała.
Wiesz, że to jest słodkie?
OdpowiedzUsuńJeśli tak smakuje słodycz to ja wolę coś kwaśnego.
UsuńPieszczoszku, zatem kwas! Tylko pamiętaj, zawsze kwas lejemy do wody!
UsuńNo tej!
Dasz radę!
Moja wiara jest wszechmocna i powinna dotrzeć do Bojanowa!
Ech tam.
UsuńZrób coś dla mnie - SPRÓBUJ. No proszę. Jak się nie uda, to możesz mnie pobić, poderżnąć mi gardło, cokolwiek, ale spróbuj!
UsuńDla Ciebie.
UsuńTrzymam za słowo!
UsuńPróbowałam w sumie. Wczoraj.
UsuńSmutne jest to, że z wiekiem niektóre znajomości usychają..
OdpowiedzUsuńWolałabym żeby to coś uschło całkowicie.
UsuńNie, to Ty masz iściezajebisty szablon :3 Aż chce się całować!
OdpowiedzUsuńMarcioch. Ty mu się nie narzucasz. Jakby Ciebie odtrącił jak mnie Pyza, to rozumiem. ALE PIOTRUŚ PAN?! No way! Just try, just try.
(Za dużo angielskiego w głowie.
W ogóle, nasz "UKOCHANY" ma do mnie pretensje, że wolę chemię. LOL, no przecież...a co on myślał @,@)
Napisał do Ciebie? Święto! Chemia przynajmniej ma sens.
UsuńPiotruś Pan. Uśmiecham się jak to słyszę. Zagramy następnym razem?
Tak :3 Z miłą chęcią.
UsuńSkoro jesteś zajebista na 202%, do dzieła brah!
Udaję za to, że nie żyję na fb. Kocham status 'offline'. Chwała Zuckerbergerowi (czy jak on miał), że to umożliwił.
Chwała mu!
UsuńPamiętaj, że nigdy nie jest za późno, żeby poprawić stosunki między ludźmi. Nie zapominaj jednak, że ty też musisz coś od siebie dać.
OdpowiedzUsuńChcę ale boję się odrzucenia. Jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi.
UsuńE tam, nie brzmi absurdalnie, to normalne. Kto się nie boi? To właśnie przez strach nie dokonujemy wielu poważnych decyzji, które czasem bywają kluczowe w naszym życiu. Sztuką jest go przełamać. Może on właśnie czeka na twój ruch? Wiesz, on czeka na ciebie, a ty na niego, ale oboje stoicie w miejscu, a czas przecież mija. Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Jeżeli ty tego nie zrobisz, to będziesz sobie pluła w brodę, że nie spróbowałaś, a to jest najgorsze.
UsuńLubię Cię za ten komentarz :3
UsuńSzkoda, że nie skończyło się jak w książkach. Taka dziecięca miłość, która wykiełkuje na dobre w dorosłości.
OdpowiedzUsuńNiestety życie nie jest takie jak nasze wyobrażenia na miarę "Ani z Zielonego Wzgórza"
Właśnie tak mi się to marzy. Jak w Ani z Zielonego Wzgórza albo Doktorach Segala.
UsuńZacytuję Cheyenne'a: Strach nas ratuje. Ale raz w życiu musimy przestać się bać.
UsuńCzy jakoś tak, bo moja koślawa pamięć zawodzi ostatnio.
Mądrzy Ci ludzie byli.
UsuńLubię takie opowieści, a jeszcze bardziej sama wspominać, jak to kiedyś było, ach... ;3 Ale to wydaje mi się zbytnią nadinterpretacją. Rozumiem - marzenia marzeniami o romantycznej miłości, ale może powinnaś ugryźć to z innej strony? Nie lepiej o tym zapomnieć, a pomyśleć o fajnej znajomości z fajnym chłopakiem? A nuż w przyszłości przekształci się to w coś, o czym właśnie marzysz... Spróbować zawsze warto :)
OdpowiedzUsuńBo to jest trochę takie książkowo-filmowe. Wszyscy piszecie mi, że warto próbować, to jest urocze i bardzo Wam za to dziękuję, ale to jest nieco bardziej skomplikowane bo nasze rodziny bardzo dobrze się znają i są ze sobą w świetnych stosunkach. Dziwnie mi pisać, że to komplikuje sprawę, ale komplikuje bo gdyby coś poszło "nie tak" to wtedy mogłoby się to odbić nie tyle na nas co właśnie na naszych rodzinach.
Usuń