poniedziałek, 1 października 2012
(TY)dzień uśmiechu.
W całym tygodniu, najgorszą dla mnie chwilą jest ułamek sekundy w późny niedzielny wieczór, kiedy zamykam oczy i oddaje się w objęcia Morfeusza, po to by obudzić się w poniedziałkowy poranek. Można powiedzieć, że zawsze wtedy przeżywam swoją małą "poweekendową deprechę". I po za nazwą, nie ma w niej nic zabawnego. Dziś dzień uśmiechu. Dlatego mimo mojego podłego samopoczucia, uśmiecham się i optymistycznie spoglądam na to, że przecież niedługo piątek. W tym tygodniu podobnie jak w poprzednim, rezygnuję ze słodyczy i codziennie wskakuję na rower. Trzymajcie za mnie kciuki, czy co tam chcecie. No! I nie zapomnijcie się dziś uśmiechnąć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pozytywnie Marcioch :) I tak dalej ma być! Pięknie ujęłaś chwilę zasypiania, czysta poezja!
OdpowiedzUsuńAAAAAH! :)
Było pozytywnie, było.
OdpowiedzUsuń:< Czuje się zabita. A to dopiero wtorek. Pociesza mnie fakt, że jutro tylko matma i fakultet z chemii.
Teraz ja się czuję zabita, normalnie PIONA!!! :3 Właściwie codziennie, ale wczoraj nie było tak rozbrajająco naukowo jak dziś. Au! Idę spać! Trzymaj się i słodkich snów! (choć wiem, że już teraz śnisz o czymś pięknym)
OdpowiedzUsuńChyba miałam chemiczne koszmary :<
OdpowiedzUsuń